[1]BIBLJOTEKA ŻOŁNIERZA-OBYWATELA No 6.(b).
Trzeba z żywymi naprzód iść
Po życie sięgać nowe...
POBUDKA
zbiorek poezji A. Asnyka.
WARSZAWA 1920.
GŁÓWNA KSIĘGARNIA WOJSKOWA
[2]
Wydano z polecenia Sekcji Oświaty i Kultury Oddz. III Szt.
M. S. Wojsk. — 1/XI 1920.
Zakłady Graficzno-Wydawnicze „Książka”
Warszawa, Moniuszki No 11, telef. 190-93.
[3]
TREŚĆ:
Adam Asnyk:
Pobudka.
Szczęśliwe ludy!
Póki w narodzie...
Miejmy nadzieję...
Dzień nadchodzi.
[4]Adam Asnyk urodził się w Kaliszu w roku
1838. Jako młodzieniec brał udział w przygotowaniach
do powstania 1863 roku, był później
członkiem Rządu Narodowego i po przegranej
musiał wyjechać z kraju. Nigdy już odtąd nie
zobaczył swych rodzinnych stron. Początkowo
wpadł w zwątpienie, następnie jednak własną
myślą doszedł do niezachwianej wiary w zwycięstwo
sprawiedliwości na ziemi, odrodzenie Polski
i przyszłe szczęście ludzkości. W pięknych
swoich wierszach wiarę tę starał się wpoić rodakom
w najcięższych chwilach życia Narodu.
Umarł w Krakowie w 1897 r. Pochowano
go na Skałce w grobach Zasłużonych.
[5]
Pobudka.
Precz ze zwątpieniem, co łamie
I męskich pozbawia sił—
Niech targa skrwawione ramię
Łańcuch, co w ciało się wpił.
Precz z małoduszną rozpaczą,
Niewolno rozpaczać nam!
Niech myśli zuchwale skaczą
Do niebios zamkniętych bram!
Niech biegną, jak hufce zbrojne
I sztandar rozwiną swój,
Niech śpieszą na świętą wojnę,
Na wielki o prawdę bój.
Niechaj nas klęski nie straszą,
Niech hasło bojowe brzmi:
Za naszą wolność i waszą
Za przyszłych braterstwa dni!
[6]
Choć jeden za drugim pada
Z czcicieli duchowych zórz,
Choć przemoc, odstępstwo, zdrada
W ich łonie zatapia nóż,
Choć twierdza w gruzy się wali,
Choć płonie nad głową dom—
Nie dajcie, zakuci w stali,
Przystępu rozpaczy łzom!
Lecz oręż dobrawszy świeży
W obronie człowieczych praw,
Ostatnia garstko rycerzy,
Do końca swe czoło staw!
Duch ludzki wszak nie na wieki
W krwiożerczych zatonął snach
I szydząc z jutrzni dalekiej,
Uwielbił przemoc i strach.
Nie zawsze narodów pycha
Bezmyślna władania chuć,
Przed siłą ugnie się cicha,
By w oczy ofiarom pluć;
[7]
Nie zawsze na cudze chciwa
Będzie wśród przekleństw i skarg
Kuć drugim kajdan ogniwa,
Aż własny zakuje kark.
Powoli światło się wciska
I dalej posuwa w głąb...
A jak Jerycho w zwaliska
Od dźwięku runęło trąb,
Tak runie w świetlanej zorzy
Więzienia ponury gmach...
I ludzkość oczy otworzy
Po przeszłych zbudzona snach.
Więc w naszym krwawym pochodzie
Zwątpienie i rozpacz precz!
Ze szczęściem ludzkości w zgodzie
Uchwyćmy duchowy miecz.
Chociaż nas wrogi opaszą,
Niech hasło bojowe brzmi:
Za naszą wolność i waszą!
Za przyszłych braterstwa dni!
[8]
Szczęśliwe ludy!
Szczęśliwe ludy! gdy im w górze świeci
Wolnej ojczyzny widoma potęga,
Co darząc blaskiem najuboższe dzieci,
W podziemia nędzy i boleści sięga.
Szczęśliwe kraje! gdzie pokoleń praca
Nie idzie w niwecz wśród gromów i burzy,
Lecz gdzie czyn wszelki ojczyznę wzbogaca
I gdzie myśl każda jej tryumfom służy.
Szczęśliwe ludy i szczęśliwe kraje,
Gdzie geniusz wodza, bohatera męstwo
I żywot, który w ofierze oddaje,
Wielkim ideom zapewnia zwycięstwo.
Tam nawet nędzarz, którego w proch zetrze
Zawziętość losu — głowę wznosi śmiało,
Gdyż w pierś wciągając rodzinne powietrze,
Oddycha szczęściem narodu i chwałą.
[9]
Tam są szczęśliwi, co w niedoli mogą
Śnić, że ich dzieciom losy się uśmiechną
I ze spokojem patrzeć w przyszłość błogą
I o pomyślność oprzeć się powszechną.
[10]
Póki w narodzie...
Póki w narodzie myśl swobody żyje,
Wola i godność i męstwo człowiecze,
Póki sam w ręce nie odda się czyje
I praw się swoich do życia nie zrzecze,
To ani łańcuch, co mu ściska szyję,
Ani utkwione w jego piersiach miecze,
Ani go przemoc żadna nie zabije
I w noc dziejowej hańby nie zawlecze.
Zginąć on może z własnej tylko ręki,
Gdy nim owładnie rozpacz senna, głucha,
Co mu spoczynek wskaże w grobie miękki
I to zwątpienie, co szepcze do ucha.
Że jednem tylko lekarstwem na męki
Jest dobrowolne samobójstwo ducha.
[11]
Miejmy nadzieję...
Miejmy nadzieję! Nie tę lichą, marną,
Co rdzeń spróchniały w wątły kwiat ubiera,
Lecz tę niezłomną, która tkwi jak ziarno
Przyszłych poświęceń w duszy bohatera.
Miejmy nadzieję! Nie tę chciwą złudzeń
Ślepego szczęścia płochą zalotnicę,
Lecz tę, co w grobach czeka dnia przebudzeń
I przechowuje oręż i przyłbicę.
Miejmy odwagę! Nie tę jednodniową,
Co w rozpaczliwem przedsięwzięciu pryska,
Lecz tę, co z wiecznie podniesioną głową
Nie da się zepchnąć z swego stanowiska.
Miejmy odwagę! Nie tę tchnącą szałem,
Która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem
Przeciwne losy stałością zwycięża.
[12]
Przestańmy własną pieścić się boleścią,
Przestańmy ciągłym lamentem się poić,
Kochać się w skargach jest rzeczą niewieścią
Mężom należy w milczeniu się zbroić.
Lecz nie przestajmy czcić świętości swoje
I przechowywać ideałów czystość,
Do nas należy dać im moc i zbroję,
By z kraju marzeń przeszły w rzeczywistość.
[13]
Dzień nadchodzi.
Niegdyś, niegdyś z pod Wawelu
Młódź rycerska biegła w zbroi,
Do jasnego biegła celu,
Nadstawiając piersi swojej.
Przy zakonie stojąc twardo
I przy prawie swem człowieczem,
Z męską śmierci szła pogardą.
Chrześcijaństwa bronić mieczem;
I w orężnej świata dobie,
W której wszystko krwią się płaci,
Wywalczała chwałę sobie,
A ochronę słabszej braci.
Ten rycerski dzień wysługi
Już się skończył—już obrońcę
Na spoczynek poszli długi
I nad nimi zaszło słońce
[14]
Przeszłość cała, jasna, żywa
Zatonęła w nocną ciszę,
Lecz w podziemiach, gdzie spoczywa,
Młode dziecię znów kołysze.
I choć jeszcze chmurno, mroczno,
Już się sercem budzą młodzi,
Czuć już jasność niewidoczną,
Czuć, że nowy dzień nadchodzi.
Dzień nadchodzi, w którym ludy
Rozdzielone krwią przelaną,
Nienawiścią zbrojne wprzódy,
Do bratniego koła staną.
I na gruzach krwawej pychy
I plemiennych walk szaleństwa
Wzniosą w niebo ołtarz cichy
Zwycięskiego człowieczeństwa.
W tym dniu nową zbroję włożym
I na serca walczyć będziem
I miłości duchem bożym
Świat ogarniem i zdobędziem.